Sklep

Nasza przygoda z bielizną rozpoczęła się w 1994 roku. Wtedy to wpadłam na pomysł założenia sklepu tylko dla kobiet. Mój syn skończył wtedy trzy latka i miał pójść do przedszkola, a ja miałam zostać w domu i nic nie robić. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam. Musiałam jakoś zagospodarować wolny czas. Otworzenie sklepu z bielizną wydało mi się jedynym rozsądnym rozwiązaniem. W moim mieście w tym czasie było mało sklepów z konkretnym asortymentem. Wszędzie raczej było "mydło i powidło" i nic sensownego nie można było w nich znaleźć. Sama jako kobieta rozumiałam potrzeby innych kobiet i ich rozgoryczenie faktem braku sklepu, który sprostałby ich wymaganiom. Postanowiłam, więc temu zaradzić.

Znalazłam lokal na sklep. Nie był może imponujący, była to piwnica, z jednym wejściem i bez witryn. Wcześniej była tu pralnia. Jedynym plusem tego pomieszczenia była wykafelkowana podłoga i lokalizacja - na uboczu, ale w centrum. Nikt nie wierzył, że z tego nędznego i ponurego miejsca można coś wykrzesać. Ja jednak oczyma wyobraźni widziałam tu swojego rodzaju buduar, w którym każda kobieta poczuje się ważna i wyjątkowa, gdzie przyjdzie z przyjemnością i będzie chciała tu wrócić.

Droga przede mną była długa i kamienista, ale nie poddawałam się. Zabrałam się do pracy. Sprzątałam, zdobywałam towar (wtedy to było zdobywanie, wykopywanie niemalże spod ziemi) urządzłam i planowałam. Na przekór wszystkim i wszystkiemu powolutku ta niepozorna piwnica zaczęła przeistaczać się w sklep. Wybiliśmy drugie drzwi i zrobiliśmy wystawy. Już byliśmy widoczni z zewnątrz, pojawił się szyld PRINCESSA z charakterystyczną teraz dla nas główką kobiety. I mimo skromnego asortymentu na półkach mieliśmy coraz to nowe klientki. Zaczęli zaglądać do nas również mężczyźni. Na początku nieśmiało, z pewną rezerwą robili u nas zakupy dla swoich kobiet. Teraz nie czują się niczym skrępowani, bo za ladą stoi uśmiechnięta kobieta, która rozumie, że oni jako mężczyźni niekoniecznie wiedzą, co to jest fiszbina, czy push up.

Po latach widzę, że udało mi się zrealizować swoje marzenie. Nasze klientki wychodzą od nas zadowolne i wracają. Przyprowadzają swoje córki, czy wnuczki. Często wpadają do nas powiedzieć dzień dobry, bo mają po drodze. Takie drobne gesty sprawiają, że czujemy się ważni i potrzebni, a nasza praca nie idzie na marne. Nasi klienci mogą być pewni, że znajdą u nas fachową i profesjonalną pomoc. Znajdują u nas bieliznę firm Triumph, Anita, Felina, Głowno, Hirsch, Naturana. Dlatego też rozumiejąc potrzeby rynku oddajemy w Państwa ręce nasz sklep internetowy. Służymy nie tylko towarem, ale i naszym doświadczeniem. W razie wątpliwości wystarczy nas zapytać.

Serdecznie pozdrawiamy wszystkich naszych teraźniejszych i przyszłych klientów.

Elżbieta Dzieniak z załogą.

 

Wywiad ze zwycięzcą konkursu Bra Wnętrze 2016 w kategorii legenda - sklep Princessa w Szczecinie

 

Sklep Princessa w Szczecinie to legenda sama w sobie! Tak zadecydowało jury konkursu Bra Wnętrze 2016, doceniając zaangażowanie i długoletnią historię butiku na bieliźnianej mapie Polski. Z właścicielką, panią Elżbietą Dzieniak, rozmawialiśmy o historii sklepu oraz o planach na przyszłość.

 

Patrycja Janiec: Jeszcze raz gratuluję wygarnej! Proszę powiedzieć, czy bycie legendą wśród sklepów bieliźnianych to wyróznienie, którego się Państwo spodziewali?

Elżbieta Dzieniak: Dziękuję bardzo. Bycie legendą wśród sklepów z bielizną jest dla nas ogromnym wyróżnieniem, którego się nie spodziewaliśmy. Pojechałam na targi do Łodzi, aby poznać nowe firmy, przywieźć do Princessy trochę nowości, odświeżyć asortyment. I co? Ogromne zaskoczenie, kiedy prowadzący pokaz ogłosił zwycięzcę konkursu na Legendarny Sklep. Niesamowite uczucie, niespodziewane. Cieszę się, że będę mogła pojechać na targi do Paryża i zapoznać się z ofertą innych marek bieliźnianych.

P.J.: Historia powstania sklepu jest wyjątkowa - czy może nam Pani jeszcze raz opowiedzieć, jak to się stało, że w centrum Szczecina powstał tak niezwykły butik?

E.D.: Tak, historia jest zwariowana. Początki były nie łatwe. Mój synek właśnie poszedł do przedszkola , a ja miałam zostać w domu i nic nie robić. Marzyłam o czymś wyjątkowym, czego w Szczecinie jeszcze nie było. Marzyłam o salonie bielizny, choć wtedy tego tak nie nazwałam. Trafił mi się lokal w piwnicy. Nic szczególnego, ale udało mi się z nierokującej, obsukurnej pralni stworzyć przytulny salon bielizny z miłą atmosferą. Czasem bywa u nas jak u cioci na imieninach (śmiech), ale najważniejsze jest to, że nasze klientki czują się w Princessie swobodnie. Dzięki temu przyprowadzają swoje koleżanki, mamy, córki, czy wnuczki. I to jest dla nas najlepszą reklamą i rekomendacją. Jestem dumna z tego, że ta nieatrakcyjna kiedyś piwnica zamieniła się w przytulny, z pozytywną energią salon bielizny.

P.J.: Jakie zmiany nastąpiły, zarówno w Państwa życiu prywatnym, jak i zawodowym w okresie istnienia sklepu? Jakie zmiany przeszedł sam sklep?

E.D.: Na przestrzeni tych dwudziestu czterech lat nastąpiły bardzo duże zmiany. Na pewno zmienił się asortyment. Sam sklep się zmieniał, ewoluował, dostosowywał się do potrzeb rynku. Mamy na pewno dużo większe doświadczenie w doborze bielizny. Same kobiety są dziś dużo bardziej wymagające i bardziej świadome tego, jak powinien wyglądać ich biust w dobrze dopasowanym biustonoszu. Cały czas się szkolimy, aby jak najlepiej doradzać naszym klientkom. W życiu prywatnym, no cóż... przbyło lat i doświadczenie dużo większe. Już niedługo wnuczka będzie potrzebowała od babci bielizny.

P.J.: Jak oceniają Państwo rozwój branży bieliźnianej?

E.D.: Branża bieliźniana w Polsce bardzo się rozwinęła, jakość jest bardzo dobra. Firmy produkujące bieliznę wyprzedzają się w pomysłach na nowe wzory. Myślę, że to zdrowa konkurencja, zyskuje na tym tylko klient. Kobiety mają większy wybór, łatwiej im znaleźć bieliznę dla siebie.

P.J.: Najchętniej wybierane marki bieliźniane? Czego poszukują klientki najcześciej?

E.D.: Najczęściej wybierane marki u mnie w sklepie to: Anita, Felina, Triumph, Naturana i nasz polskie firmy: Dalia, Alles, Dama Kier i Nipplex.

P.J.: Z własnego doświadczenia wiem, że nie wszystkie kobiety znają słowo brafitting. Czy Pani klientki, które rozpoczynają przygodę z prawidłowym dopasowaniem bielizny, to przeważnie młode dziewczęta, czy wiek nie ma znaczenia?

E.D.: Trafiają do nas klientki w różnym wieku. Mamy przychodzą z córkami, babcie z wnuczkami, zakupy również robią panowie dla swoich kobiet, a także i dla siebie, gdyż w ofercie mamy bieliznę męską. Słowo brafitting jest teraz bardzo modne, jednak nie wszystkie klientki znają jego znaczenie, często je przekręcają. My po prostu dobieramy bieliznę i rzadko używamy tego słowa. Na przestrzeni lat zawsze starałyśmy się o dobry kontakt z klientkami i pewnie dlatego jesteśmy znanym sklepem w Szczecinie.

P.J.: Zakupy uwielbia każda kobieta, a te bieliźniane chyba najbardziej. Czy każda klientka po wizycie w Państwa sklepie czuje się księżniczką (odwołanie do nazwy sklepu - przyp. red.)?

E.D.: Myślę, że nasze klientki czują się bardzo dobrze, wychodzą uśmiechnięte. Ale czy czują się księżniczkami, to musiałybyśmy je zapytać. My na pewno staramy się je rozpieszczać.

P.J.: Co jest inspiracją do tworzenia tak niezwykłej, przyjaznej atmosfery?

E.D.: Atmosfera w naszym butiku jest przyjazna dzięki temu, że ja i moja koleżanka Monika lubimy nasze klientki i wręcz kochamy naszą pracę. Dzięki temu żadna nasza klientka nie czuje się u nas intruzem, wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że nasze panie tworzą Princessę wraz z nami. To dzięki nim on istnieje i się rozwija.

P.J.: Jakie mają Państwo plany na przyszłość?

E.D.: Na pewno chcemy stale się rozwijać, podążać za naszymi klientkami, za ich potrzebami. Chcemy wprowadzać nowe marki, nowe modele. Klientki chcą nowości, świeżości i to chcemy im dać. Największym naszym marzeniem jest to, aby powiększyć salon. To jednak jest zależne od wilu czynników. Zobaczymy, może się uda.

P.J.: Zatem trzymam kciuki i dziękuję za rozmowę.